wtorek, 19 maja 2020

poniedziałek, 11 maja 2020

Język polski - zajęcia dodatkowe. 12.05.2020

Jak powstaje film?

1. Wejdź na zdalne lekcje.
2. Kliknij na klasę 6.
3.Wejdź na plan lekcji z dn. 15 kwietnia - j. polski. .
4. Oglądnij dwa krótkie filmy z J. Machulskim i A. Holland.
5. Następnie przeczytaj tekst pt. " Jak powstaje film"- autor -Tomasz Macios.
6. Napisz w punktach etapy powstawania filmu i wszystkie niezbędne przy nich czynności.
7. Prace prześlij do sprawdzenia - termin - piątek, 15.05.2020.

niedziela, 10 maja 2020

Jak napisać recenzję? 13.05.2020

O recenzji uczyliśmy się w klasie siódmej. Wiesz już, że składa się ona z części informującej o jakimś wydarzeniu kulturalnym ( np. wydanie książki, premiera spektaklu teatralnego lub filmu ) oraz oceniającej ( krytycznej).
Poniżej zamieszczono przykładową recenzję i zadania do tego tekstu.
Przeczytaj ten tekst i odpowiedz na pytania. Odpowiedzi nie odsyłaj, omówimy je na lekcji w czwartek tj.14.05.2020.




środa, 6 maja 2020

Poznajemy esej L. Kołakowskiego " Mini - wykłady o maxi - sprawach'. O podróżach. 7.05.2020

Esej

Esej (łac. exagium – ważenie, próba wagi; fr. essai – próba; ang. essay – próba) zwany jest także – rzadziej – szkicem literackim
To gatunek o wyrafinowanej konstrukcji i tematyce, wymagający sprawności pisarskiej, bogatej leksyki i lekkiego pióra. Łączy elementy felietonu (np. często pojawiają się anegdoty, historyjki z życia), reportażu (np. wspomnienia z podróży) i form autobiograficznych (np. pamiętnika – bowiem autor eseju może pozwolić sobie na duży subiektywizm).

Cechy eseju

  • Esej jest gatunkiem z pogranicza literatury pięknej, publicystyki i literatury naukowej.
  • Budowa eseju jest swobodna – w dowolnym momencie autor może porzucić dany wątek i w dowolnym miejscu do niego powrócić. A jednak esej nie powinien sprawiać wrażenia chaotycznego, tak więc swoboda, na jaką może pozwolić sobie eseista, jest pozorna…
  • Kompozycja eseju powinna sprawiać wrażenie swobodnej i niewymuszonej, ale nie chaotycznej, bezładnej.
  • W esejach śmiało można pozwolić sobie na rozmaite dygresje, własne refleksje i przemyślenia, czyli manifestację swojego indywidualizmu.
  • Ważną cechą eseju jest erudycyjność – autorzy często imponują wiedzą z zakresu filozofii, historii, znajomości kultury antycznej, muzyki itd. Dość często jako teksty „ćwiczeniowe” pojawiają się eseje Leszka Kołakowskiego i choćby na ich przykładzie możesz dostrzec, jak szeroka jest wiedza eseisty: choć w esejach prof. Kołakowskiego pojawia się sporo wiadomości dotyczących filozofii, imponuje on także wiedzą na temat współczesnej kultury, psychologii, a nawet znajomością praw, którymi rządzi się natura.
  • Kolejna ważna cecha eseju to wyrafinowana, oryginalna forma. Eseista manifestuje swój indywidualizm nie tylko w treści dzieła, lecz także poprzez formę.
Najczęściej mamy do czynienia z nieszablonowym – często eksperymentalnym – podejściem do tematu, zaskakującymi refleksjami, otwartą kompozycją. Autor często zaznacza, że temat wcale nie jest wyczerpany, kończy w sposób, który prowokuje czytelnika do dalszych, samodzielnych rozważań, np. prowokacyjnym pytaniem.
Język eseju
powinien być piękny, staranny, ale przede wszystkim – oryginalny. Dlatego tak często w esejach spotkamy metaforyczne sformułowania, paradoksy, pytania retoryczne, elipsy, równoważniki zdań obok zdań współrzędnie złożonych, własne, samodzielnie stworzone określenia, niekiedy neologizmy.

Przeczytaj tekst L. Kołakowskiego - " O podróżach" ( ' Mini - wykłady o maxi - sprawach"- 
  podręcznik str.182 )

O podróżach
  Wydaje się, że to niemądre pytanie, bo każdy wie dlaczego i po co. Jest jednakowoż wiele rzeczy, które wydają się oczywiste, a po zastanowieniu takimi być przestają. Czy podróżowanie jest to zachowanie  i n s t y n k t e m  wiedzione i co to miałby być za instynkt? Czy doznajemy satysfakcji stąd, że doświadczamy czegoś, co jest po prostu n o w e, że nowość jako taka nas przyciąga? A jeśli tak, czy nie jest to dziwne zadowolenie? Wedle wielopokoleniowych doświadczeń, z pewnością jakoś nam przez ewolucję wszczepionych, świat nie odnosi się do nas przyjaźnie, lecz raczej wrogo, powinniśmy więc tego, co nowe i nieznane się wystrzegać, a cenić sobie to, co już w doświadczeniu
oswojone i bezpieczne, siedzieć w znajomych kątach i chodzić po wydeptanych ścieżkach. Ale tak nie jest. Dlaczego w dzieciństwie czytamy z zapałem książki podróżnicze? Dlaczego ludzie, ledwo zlikwidowali białe plamy na mapach, rzucili się do niedawno jeszcze niewyobrażalnych wojaży po wielkiej przestrzeni i o coraz dalszych przestrzeniach marzą?    Trzeba zauważyć, że, mówiąc o  p o d r ó ż a c h, mamy na myśli nie wszelkie przemieszczanie się w przestrzeni, ale takie, gdzie podróż sama w sobie jest celem, gdzie więc nie chodzi nam o załatwienie sobie czegoś, co gdyby można, załatwilibyśmy sobie raczej bez podróży i związanych z nimi uciążliwości.    B I Z N E S M E N I , którzy urządzają sobie spotkania na lotniskach w specjalnie na ten cel przysposobionych salach konferencyjnych, by zaraz potem wracać do swoich siedzib, wcale nie podróżują, lecz załatwiają swoje interesy, a jeśli mogą, załatwiają je inaczej, co jest zresztą coraz łatwiejsze. Nie wiem nawet, czy do podróży zaliczyć można ten rodzaj masowej turystyki, gdzie, na przykład, mieszkańcom krajów chłodnych, jak Anglia, chodzi o kawałek ciepłego morza w Hiszpanii, a na miejscu już tam mają przygotowane angielskie bary, angielskie jedzenie (pożal się Boże), Hiszpania sama zaś nic ich nie obchodzi. Tu jednak mówimy o podróżach, gdzie chodzi nam, podróżnikom, o doświadczenie czegoś nowego jako nowego właśnie, o kontakt z jakąś rzeczywistością nieznajomą. W podróżach nie chodzi nam chyba, ściśle biorąc, o to, by się czegoś nauczyć: prawie wszystko, co poznajemy przez podróże, możemy poznać bez nich, często lepiej; zgodnie zaś ze starym, z łaciny przełożonym porzekadłem, "niebo, nie umysł tacy odmieniają, którzy za morza po mądrość biegają". Nie, nie dla wiedzy podróżujemy. Nie po to też podróżujemy, by na chwilę z codziennych trosk się wyrwać i o kłopotach zapomnieć, jako że, zgodnie z innym łacińskim porzekadłem, "czarna troska za jeźdźcem siada". Nie, nie żądza wiedzy nas gna ani ochota ucieczki, ale ciekawość, a ciekawość, jak się zdaje, jest osobnym popędem, do innych niesprowadzalnym. Uczeni mówią nam, że ciekawość, czyli potrzeba bezinteresownego badania otoczenia, przechowuje się u ludzi przez całe życie i że to jest właśnie swoiście ludzka zdolność. Jesteśmy  c i e k a w i  nie dlatego, by nieznajome rzeczy obiecywały nam jakieś zaspokojenia albo czymś groziły, czemu trzeba zapobiec, jesteśmy ciekawi po prostu. Ludzie podejmują z ciekawości rozmaite czynności i dzieła, o których wiedzą, że są niebezpieczne, podróżują w różne miejsca mało znane i groźne, giną na wspinaczkach górskich albo czeluściach jaskiń. Nie zapominajmy przy tym, że za ciekawość właśnie zostaliśmy wypędzeni z raju, że teologowie kiedyś często potępiali ciekawość jako grzeszną z natury swojej. Bez tego grzesznego popędu niewiele byłoby zmian w życiu ludzkim i niewiele postępu. Można dziś czasem przeczytać, że nie ma sensu mówić o "odkryciu Ameryki", bo przecież, gdy europejscy podróżnicy na brzegi amerykańskie dotarli, nasi czerwonoskórzy kuzyni już tam dawno żyli i wcale swego kraju odkrywać nie musieli. Jest to jednak niemądra obiekcja, bo gdy ludy jakieś żyją w izolacji, nic o sobie nawzajem nie wiedząc, to wolno powiedzieć, że w jakimś momencie się odkrywają; gdyby mieszkańcy Ameryki pośpieszyli się z postępami nawigacji i pierwsi do Europy zawitali, wolno by było powiedzieć, że Europę odkryli. Nawet i dziś, gdy ciekawością gnani udajemy się do jakiegoś nieznanego kraju czy miasta, możemy powiedzieć, że je dla siebie odkrywamy, bo właśnie w odkryciu takim niekoniecznie chodzi o pewną wiedzę, której nikt jeszcze nie posiadł, ale o doświadczenie nowości. Prawdą jest, że ludzie robią nieraz podróże sentymentalne do miejsc sobie dobrze znanych, lecz dawno porzuconych, do kraju dzieciństwa czy młodości. Czy takie wycieczki mieszczą się w definicji podróżowania? Pewnie tak. Na pozór nie odkrywamy niczego nowego, ale wracamy jakby do samych siebie z dawnych lat, zdaje nam się, że w czasie się przemieszczamy, a podróż w czasie jest także doświadczeniem czegoś nowego, bo, choćby znane było kiedyś, jest nowe, gdy z innego czasu przybywamy. Żyje w nas przeto potrzeba  n o w o ś c i  jako nowości, niezależna od jakichkolwiek innych względów, nowość sama w sobie nas wabi. Że zaś nowość nas wabi, jest to bodaj związane z naszym, swoiście ludzkim, przeżywaniem czasu. Chcielibyśmy zawsze być u początku, mieć poczucie, że świat jest dla nas otwarty, że zaczyna się właśnie, a samo przeżycie nowości w takie poczucie nas wprowadza, choćby w złudzeniu. Zapewne dlatego ludzie zmieniają żony i mężów: mają przez chwilkę przeżycie nowego czasu, doświadczenie początku. Nie byłoby na pewno prawdą przypuszczenie, że ciekawość czy  P O T R Z E B A  nowości towarzyszy wszystkim nam w takim samym natężeniu, zawsze i nieprzerwanie. Gdyby tak było, życie ludzkie byłoby niemożliwe. Jest osobliwością wszelkiego życia, że działają w nim siły skierowane na konserwację, na zachowanie istniejącego porządku oraz inne, które są u źródeł rozwoju. W naszym, ludzkim świecie te dwie, przeciwnie skierowane energie przejawiają się jako potrzeba trwałości, bezpieczeństwa, przebywania w otoczeniu znajomym oraz właśnie potrzeba nowości, odmiany, ciekawość. Te dwie skłonności kłócą się ze sobą, ale obie są nam niezbędne, byśmy ludzki żywot wiedli. Na pewno ludzkie charaktery można odróżniać, między innymi, przez większy lub mniejszy w nich udział tych skłóconych energii: od tych, co tylko rutynę lubią i rzeczy znajome, do tych, których rutyna mierzi i tylko odmiany sobie cenią. Zauważmy przy tym, że instynkt ciekawości, szukanie nowego, fascynacja tym, co nieznane, jest to rodzaj życia, w którym zakłada się, choćby bezwiednie, pewien obraz świata, pewną "filozofię". Zakłada się mianowicie, że świat, w którym przebywamy, świat naszego doświadczenia, jest czegoś wart. Gdybyśmy wierzyli, jak prawdziwi buddyści, że świat niczego nie jest wart, że jest tylko masą cierpienia i bólu, że wszędzie i zawsze jest taki sam pod wszystkimi względami, co się liczą, a różnice są bez znaczenia, że nic nowego pod słońcem, że ludzka historia nie jest niczym innym, jak monotonnym powtarzaniem tego samego nieszczęścia - gdybyśmy w to wierzyli, nie doświadczalibyśmy żadnej potrzeby nowości, żadnej ciekawości, a więc żadnej ochoty do podróżowania. Ale o to, czy prawdziwi buddyści mają rację, pytać nie będziemy. Zapuszczamy się bowiem w tym miejscu w mroczną przepaść metafizyki, tego zaś czynić nie wypada przy okazji tak frywolnej, jak rozmyślania o podróżach.   

Test - cz. I 6.05.2020



wtorek, 5 maja 2020

Felieton - co to takiego?6.05.2020

Felieton.
Jest to gatunek dziennikarski, ale swobodny, literacki.
 Pierwszym naszym sławnym felietonis­tą był Bolesław Prus! Pisał około czterdziestu felietonów rocznie. Od tamtych czasów felieton stał się stałą rubryką w wielu pismach, co z kolei zgadza się z genezą nazwy. Felietonem zwano dół kolumny, określony linią, miejsce, na którym zamieszczano materiały literackie czy krytyczne. Powoli taką kolumnę zaczęto zwać felietonową, a krótki, lekki, efektywny materiał dotyczący najczęściej wydarzeń współczesnych – właśnie felietonem.
Do znanych felietonistów naszej nieodległej przeszłości należeli Antoni Słonimski, Tadeusz Boy-Żeleński, Stefan Kisielewski, obecnie tę formę dziennikarską uprawia np. Daniel Passent.
  • Jeśli chodzi o funkcje felietonu – jest to swoisty komentarz do aktualnych wydarzeń lub zjawisk, często ma zabarwienie satyryczne. Przy tym bardzo ważna jest osoba felietonisty – autor nadaje styl swojej rubryce, prezentuje swój punkt widzenia, wprowadza elementy fikcji lub bohaterów, tym samym staje się bliski literaturze, urozmaica tytuł prasowy, spełnia funkcje rozrywkowe

Zadanie.
Przeczytaj fragment felietonu A. Słonimskiego pt. Jedność'.
 Napisz krótką notatkę dotyczącą tematu i stylu felietonu. Czy autor utożsamia się z czytelnikami ? 


poniedziałek, 4 maja 2020

Czego o Rosji i Rosjanach dowiadujemy się z " Imperium' R. Kapuścińskiego? 5.05.2020

To druga lekcja o reportażu literackim R. Kapuścińskiego pt. " Imperium".

Polecenia:
1. Przeczytaj jaszcze raz fragment o widowisku teatralnym i odpowiedz na pytanie umieszczone w temacie postu. Możesz to zrobić w tabelce.

2. Wykonaj ćw. 7 str. 179

Wśród wymienionych motywów i tematów wskaż te, które pojawiły się w relacjonowanym widowisku:
dawna potęga Rosji, wrogość Rosji wobec jej sąsiadów,wrogość niektórych państw wobec Rosji, kult rewolucji październikowej, rewolucja październikowa jako rezultat spisku przeciw Rosji, konieczność przywrócenia potęgi Rosji i ocalenia jej narodowego charakteru, potrzeba przywrócenia rządów bolszewików.

niedziela, 3 maja 2020

Poznajemy fragment utworu pt. Imperium" R. Kapuścińskiego.4.05..2020

Ryszard Kapuściński należy do najwybitniejszych reporterów na świecie. Świadczy o tym szereg prestiżowych nagród, które otrzymał za swe książki i reportaże na całym niemal świecie. W swej profesji Kapuściński odnalazł również swoją pasję. Zmarł w 2007 roku.

Wiem, że niektórzy z was nie mają podręczników, dlatego zamieszczam tekst, który znajduje się na str.173 - " Świat w słowach i obrazach -kl.8.


MPERIUM 
Fragmenty 
Jest jesień 1989. Pierwsze zetknięcie z Imperium po latach. Ostatni raz byłem tu ponad dwadzieścia lat temu, w początkach ery breżniewowskiej. Era Stalina, era Chruszczowa, era Breżniewa. A wcześniej: era Piotra I, Katarzyny II, Aleksandra III. Gdzie jeszcze osoba władcy, jego cechy charakteru, jego manie i fobie odciskają tak silne piętno na historii kraju, jej biegu, jej wzlotach i upadkach? Stąd też uwaga, z jaką zawsze śledzono w Rosji i na świecie nastroje, depresje i kaprysy kolejnych carów i genseków – ileż od tego zależało! (Mickiewicz o Mikołaju I: „Car dziwi się – ze strachu mrą Petersburczany, / Car gniewa się – ze strachu mrą jego dworzany; / Ale sypią się wojska, których Bóg i wiara / Jest Car. – Car gniewny: umrzemrozweselim Cara!”). […] No więc lotnisko, kontrola paszportowa. W okienku młody żołnierz z wojsk pogranicznych. Zaczyna się oglądanie paszportu. Oglądanie, czytanie, ale przede wszystkim – szukanie fotografii. Jest fotografia! Żołnierz patrzy na fotografię, a potem na mnie, na fotografię i zaraz na mnie, na fotografię i na mnie. Coś mu się nie zgadza. Zdejmijcie okulary!, rozkazuje. Na fotografię i na mnie, na fotografię i na mnie. Ale widzę po jego twarzy, że teraz, bez okularów, nie zgadza mu się jeszcze bardziej. W jego jasnych oczach dostrzegam skupienie i czuję, że jego myśl zaczyna gorączkowo pracować. Domyślam się, że wiem, nad czym ta myśl w tej chwili pracuje – ona szuka wroga. Wróg nie ma swojej kwalifikacji wypisanej na czole, przeciwnie – wróg jest zamaskowany. Zadanie więc polega na tym, żeby go zdemaskować. W tej właśnie umiejętności szkolą mojego żołnierza i tysiące jego kolegów. Oto macie sto zdjęć, mówi sierżant, wśród nich jedno jest szpiega. Kto odgadnie, dostanie tydzień urlopu. Chłopcy wpatrują się, wpatrują, pot występuje im na skronie. Tydzień urlopu! Ten? A może ten?! Ten nie, ten wygląda na porządnego człowieka. A myślisz, że szpieg ma rogi na głowie? Szpieg może wyglądać normalnie, może się nawet dobrotliwie uśmiechać! Oczywiście w ogóle nie trafiają, bo pośród tych stu nie było żadnego szpiega. 
Teraz już nie ma szpiegów. Nie ma? Czy można sobie wyobrazić świat bez szpiegów? Myśl żołnierza pracuje, szuka, przenika. Jedno jest pewne – szpieg chce się tu dostać za wszelką cenę, prześliznąć, przemycić, przerwać. Tylko pytanie – który to on spośród dziesiątków ludzi, którzy cierpliwie oczekują na moment, kiedy na każdym z nich spocznie czujna para jasnych oczu? Czasem mówią – nie ma już zimnej wojny. Ale ona ciągle jest, jest w tym krążeniu wzroku między fotografią a twarzą, w tym natarczywym i świdrującym wpatrywaniu się, w tym badawczym i podejrzliwym spojrzeniu, w tym namyśle, wahaniu i niepewności, co ostatecznie z nami zrobić. […] Irkucku widzę plakat, który zaprasza na widowisko teatralne pt. SŁOWO O ROSJI. Kupuję bilet, idę. Widowisko odbywa się w cerkwi, która dawniej nazywała się Muzeum Ateizmu. 
O cerkwiach: paradoksalnie, najlepiej zachowały się cerkwie, które bolszewicy zamienili na centra walki z religią – z prawosławiem, z popami, z klasztorami i właśnie… z cerkwiami. Centra te, nazywane muzeami ateizmu, stały się siedzibą stałych wystaw, które objaśniały, że religia to opium narodu. […] Cudzoziemcy po zwiedzeniu takiego muzeum wyrażali czasem oburzenie, że miejsce kultu Boga zamieniono w siedzibę walki z Bogiem. Niesłusznie! Załóżmy, że jakiejś cerkwi wyznaczono rolę walki z Bogiem, tj. zamieniono ją w muzeum ateizmu. Pracę dostawały tam żony miejscowych notabli, które dbały o to, aby mieć ciepło – w oknach były więc szyby, drzwi domykały się, palił się piecyk. Panowała tam też względna czystość – ściany od czasu do czasu bielono, podłogę od czasu do czasu zamiatano. Zupełnie inaczej wyglądał los cerkwi, którym nie kazano walczyć z Bogiem. Te cerkwie zamieniano na stajnie, na obory, na składy paliw, na magazyny. W pięknym kościele Franciszkanów w Niesterowie koło Lwowa urządzono warsztaty naprawy motocykli. Ani tego kościoła, ani tysięcy cerkwi, w których latami trzymano ropę naftową i sztuczne nawozy – nie da się odratować. […] Dzisiaj większość cerkwi uratowanych to właśnie wczorajsze muzea ateizmu (w ostatnich latach często zmieniano im nazwę na muzea ikon). […] Cerkiew w Irkucku (ta ocalona, ta niezburzona, żeby zbudować na jej fundamentach gmach komitetu partyjnego) ma wysokie, pobielone ściany, na których tle jarzą się połyskujące ciemnym werniksem ikony. Z mrocznych, oprawnych w srebrne fryzy i ramy malowideł patrzą na nas twarze świętych, ewangelistów, apostołów i mistyków, które za chwilę, kiedy światło przygaśnie, cofną się w skrytą i zagadkową ciemność obrazów.  W nawie rozstawiono ogrodowe ławki. Siedzi na nich około dwustu osób – wszystkie miejsca zajęte. Ludzie chowają się w płaszcze, marzną, to Irkuck, wschodnia Syberia. Na scenę, którą urządzono w prezbiterium, wychodzi teraz siedmiu młodych, rosłych mężczyzn. Ubrani są w staroruskie lniane koszule przepasane krajką i w bufiaste lniane spodnie wpuszczone w wysokie juchtowe buty. Uczesani są po starosłowiańsku, z grzywką, na pazia i mają długie brody. Trzech z nich trzyma fanfary takie, w jakie dęli trębacze drużyny księcia Włodzimierza, a jeden coraz to bije w werbel. Na czele tej bojowej trupy stoi Wódz, ChorążyIdeolog. Ten wygłasza coś w rodzaju hymnu do Rosji, który miejscami przemienia się w śmiały i wyniosły referat historyczny, a miejscami w żarliwą antyfonę przerywaną długą litanią do Rosji, donośnie skandowaną przez staroruskich wojów, a kończącą się każdorazowo rykiem fanfar i eksplozjami werblowego łoskotu. – Rosjo! – wołają wojowie – byłaś zawsze wielka i święta! Chwała ci, Rosjo! (Fanfary, werbel, wojowie kreślą znak krzyża, kłaniają się do ziemi). – Tak – mówi Chorąży – Rosja była potężna, a naród przewodził światu! – Całemu światu! – wołają wojowie (fanfary, werbel, krzyż, pokłony). – Królowie z Europy i ze wszystkich kontynentów przyjeżdżali bić pokłony naszym carom, zwozili im dary ze złota, srebra i drogocennych kamieni! (pokłony, werbel).  – Ale wielkość Rosji budziła nienawiść jej wrogów. Wrogowie Rosji od dawna czyhali na jej zgubę, pragnęli jej zagłady! Chorąży zawiesił głos i rozejrzał się po sali. Wszyscy siedzieliśmy nieruchomo, wpatrzeni i zasłuchani. I nagle w tej cerkiewno głębokiej ciszy, unosząc się na palcach, jakby chciał zerwać się do lotu, i prężąc ciało, krzyknął: – Rewolucja Październikowa! Krzyknął tak, że poczułem na plecach mróz. – Rewolucja Październikowa była międzynarodowym spiskiem przeciw narodowi rosyjskiemu! I po chwili: – Rewolucja Październikowa miała zetrzeć Rosję z powierzchni ziemi! – Rosjo, chcieli cię zgładzić! – zawtórowali wojowie (fanfary, werbel, pokłony). – Wszyscy sprzysięgli się, powiedział Ideolog, wszyscy wzięli udział w spisku, Łotysze, Żydzi, Polacy, Niemcy, Ukraińcy, Anglicy, Hiszpanie, wszyscy chcieli zagłady narodu rosyjskiego! Trzy siły, uzupełnił, stały na czele tej zmowy – imperializm, bolszewizm i syjonizm. To były diabły, które zgotowały nam siedemdziesiąt trzy lata piekła! – Precz, precz, szatany, ratuj się, Rosjo, ratuj! – wołali wojowie, żegnając się krzyżem, dmąc w fanfary i bijąc w werbel. Najbardziej Ideologa złościli Żydzi. – Żydzi, zawołał głosem najwyższej ironii i oburzenia, chcą sobie przywłaszczyć HolocaustAle przecież prawdziwy Holocaust został popełniony na narodzie rosyjskim! Odczekawszy, aż wojowie odśpiewają pieśń na temat siły i nieśmiertelności ziemi rosyjskiej, Ideolog przeprowadził następujący wywód: – W 1914 roku, powiedział, było na świecie sto pięćdziesiąt milionów Rosjan. Jak obliczyli nasi uczeni, gdyby ci Rosjanie normalnie żyli i rozmnażali się, byłoby ich dziś ponad trzysta milionów. A ilu jest nas w rzeczywistości? zapytał, zwracając się do audytorium i zaraz odpowiedział: jest nas tylko sto pięćdziesiąt milionów. Więc pytam, gdzie jest sto pięćdziesiąt milionów Rosjan, sto pięćdziesiąt milionów naszych braci i sióstr? Zginęli, zostali zamordowani, rozstrzelani, zamęczeni, albo nawet nigdy nie przyszli na świat, gdyż ich młodym rodzicom wsadzono kulę w głowę, nim zdołali doczekać się potomstwa. Coś więcej chcę powiedzieć. Pytam was, jeżeli chcą zniszczyć jakiś naród, w kogo najpierw uderzają? Uderzają w najlepszych, w najzdolniejszych, w najmądrzejszych. W Rosji było podobnie. Zginęła najlepsza połowa naszego narodu. Oto prawdziwy Holocaust. Imperialiści, bolszewicy i syjoniści, ta międzynarodówka oprawców i szatanów nie mogła znieść, żeby Rosjanie byli największym białym narodem na świecie! Największym! Zaryczały fanfary i załomotał werbel. Spojrzałem po ludziach. Siedzieli zasłuchani, ale ich twarze nic nie wyrażały, żadnych emocji, żadnych wzruszeń. Nie odzywali się, wtuleni w palta, owinięci w szale i szaliki, nie poruszali się. Wokół nas, na białych ścianach ciemniały rozwieszone rzędami ikony, a w prezbiterium siedmiu młodych Rosjan śpiewało pieśń o zagładzie swojego narodu. Kiedy ucichł śpiew, Chorąży powiedział: – Świat powinien ukorzyć się i prosić Rosję, aby mu wybaczyła, że zadał jej ten straszny cios, że ugodził w nią Rewolucją Październikową jak zatrutym mieczem. Niech narody proszą Rosję o przebaczenie! zawołali wojowie. – Świat musi oczyścić się z tej winy, z tego grzechu, jaki popełnił wobec Rosji! Boże, pomyślałem, Ty mu zamroczyłeś rozum. Bardzo zmarzłem, ale nie chciałem wyjść, czekałem, co będzie dalej. […] – Spisek trwa! – zawołał Chorąży i wskazał palcem na olbrzymie drzwi cerkwi, jakby za chwilę mieli wpaść międzynarodowi spiskowcy i osadzić nas w więzieniu. – Spisek trwa, powtórzył, i naród ginie. (Długie, żałobne łomotanie werbla). Cisza, zupełna cisza na sali. Znowu głos zabiera Ideolog […]. Głównie szło mu o to, że Rosja, rdzenna Rosja, wyludnia się. W pięciu najbardziej rosyjskich obwodach Imperium […] ludności systematycznie ubywa. Stara Rosja pustoszeje. Najbardziej pustoszeje wieś. Ostatnio co roku ubywa dziesięć procent ludności wiejskiej. Pełno jest martwych wsi. Jedziesz latem, a tu tylko w jednym miejscu grzeją się na przyzbie stare baby. Chłopów nie ma żadnych, nawet starych. Nie widać konia, nie widać kury, w ogóle żadnej chudoby. A w zimie nawet tych bab nie zobaczysz. W zimie jakby pomór przeszedł. – Jakie jest wyjście? – zapytał, wpatrując się w audytorium tak intensywnie, jakby jechał kilka tysięcy kilometrów z Moskwy do Irkucka w nadziei, że tu właśnie dostanie odpowiedź na dręczące go pytanie. Ale myśmy siedzieli w milczeniu. Paru mężczyzn poruszyło się, jakby poczuli się w obowiązku zabrać głos i dać jakąś zbawczą radę, ale i oni za moment znieruchomieli. – Rosja jest mądra i wieczna, odpowiedział na nasze zakłopotane i niezaradne milczenie Chorąży. Rosja znajdzie wyjście, Rosja będzie ocalona. Miał program, jak to określił – „reanimacji Rosji”. Sprowadzał się on głównie do tego, żeby przesiedlić Rosjan do Rosji. Żeby wrócili, jak powiedział, do „opustoszałej kolebki Rosji”. Nie jest to łatwe nie tylko dlatego, że Rosjanie raczej starają się z Rosji wyjechać, niż tu wrócić, ale również ze względu na rozmiary i koszta tej operacji: poza granicami Federacji Rosyjskiej mieszkają 24 miliony Rosjan. – Wracajcie, wracajcie na łono matki Rosji! zawołali wojowie, kreśląc się znakiem krzyża i bijąc pokłony do ziemi. Nawa jednak nie zareagowała w żaden pozytywny sposób. W czasie tej wielkiej akcji powrotu Rosjan do Rosji trzeba będzie uważać, żeby przy okazji nie przesiedlili się tu jacyś Uzbecy, Turkmeni czy Gruzini. – Rosja dla Rosjan! zawołał Chorąży (fanfary, werbel, krzyż). Była to ważna deklaracja. Chodzi o to, że świadomość współczesnego Rosjanina rozdziera sprzeczność nie do pogodzenia. To sprzeczność między kryterium krwi i kryterium ziemi. Do czego dążyć? W kryterium krwi chodzi o utrzymanie etnicznej czystości narodu rosyjskiego. Ale taka etnicznie czysta Rosja to tylko część dzisiejszego Imperium. A co z resztą? W kryterium ziemi chodzi o utrzymanie obecnego Imperium. Ale wówczas nie może być mowy o utrzymaniu etnicznej czystości Rosjan. Sprzeczności, sprzeczności. […] Pogroził nam pięścią. – Nie tańczcie pod muzyczkę Zachodu! Nie wieszajcie sobie na szyjach butelek coca-coli! (sam werbel). – Naszym celem jest ocalenie narodowo-państwowe, powiedział z naciskiem, zdecydowanie, mocno. Naszym celem jest: jedno państwo, jedno terytorium, jeden duch, jedna Rosja! (Bardzo dużo fanfar, bardzo dużo werbla). – Już niedługo, dodał z nadzieją, ale i z przekonaniem w głosie, naród będzie miał dosyć tego pluralistycznego chaosu, całej tej rozchełstanej maskarady i zrozumie, że ratunek może przynieść tylko Car! Zaczęła się kolejna litania do Rosji. – Rosjo, wybacz nam grzechy, powiedział Chorąży, grzech niewiary, grzech słabości, grzech utraty celu. Ślubujemy przywrócić ci wielkość, ślubujemy przywrócić ci siłę, ślubujemy ci wierność. Niech słońce twoje, Rosjo, świeci nad światem w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego! (Długie fanfary, donośny werbel, krzyże i krzyże, pokłony i pokłony). Wyszedłem na dwór, była mroźna, gwiaździsta noc, piękna, bo bez wiatru. Wracałem do hotelu, który leżał w tym samym kierunku co jezioro Bajkał. Wczoraj, z Olegiem Woroninem, wspaniałym, dzielnym, młodym naukowcem tutejszego uniwersytetu, pojechaliśmy autobusem nad jezioro, do miejscowości Listwianka. Padał gęsty deszcz ze śniegiem, przysłaniając wszystko. Jezioro zamarznięte, z lodu wystają zardzewiałe kadłuby barek. Drugiego brzegu nie widać, nawet całej Listwianki dobrze nie widać. W osadzie są dwa sklepy i bar – wszystko zamknięte. Ani się gdzie podziać, ani co z sobą zrobić. Czekając na autobus, chodziliśmy kilka godzin po pustej drodze. Podobno jest tu wszędzie pięknie, góry, las, woda, ale trzeba przyjechać w lecie, kiedy jest słońce. Wróciliśmy do miasta ledwie żywi, właściwie Bajkału nie widziałem na oczy. Ale kupiłem w Irkucku książkę, z której się mogę o nim wiele dowiedzieć. Autor – G.I. Gagazji pisze, że Bajkał jest bardzo głębokim jeziorem, ma masę wody. Zapytuje – gdyby ludzkość miała do dyspozycji tylko wodę z Bajkału, jak długo mogłaby jeszcze żyć? I odpowiada: czterdzieści lat.